poniedziałek, 20 października 2014

Konkres NIE POSUWA SIĘ

On tańczy. W dzisiejszej PRAWICOWEJ PRASIE Łysiak, od dawna już nie nadający się do czytania w swojej formule felietonowej, pisze o Kongresie Wiedeńskim i przypomina ten mocno przereklamowany bon mot Josepha de Linge. To znaczy bon mot może i w oryginale świetny, ale to posuwanie. Tym bardziej, że podczas kongresu w Wiedniu posuwania raczej nie brakowało, ba, stanowiło w sumie dość istotny element specyficznego splotu polityki i obyczaju, szpiegostwa i legitymistycznej rozpusty. Trzy refleksje przy okazji 200 lecia tego eventu.

1. Gdybyśmy przyjęli, że zdobycie Bastylii miało miejsce w 1989 roku teraz zaczynałby się Kongres Wiedeński. Cała epoka Rewolucji i Wojen Napoleońskich zamknęłaby się niemal w całości pomiędzy. Kiedy się tak o tym pomyśli dość wyraźnie widać jak relatywne i w sumie bałamutne jest gadanie o tym, że świat jakoś strasznie przyspieszył. Mnóstwo drugorzędnych procesów może i przyspieszyło i zapierdala robiąc chyba głównie szum, zgoda. Ale świat chyba zawsze przyspiesza i zwalnia i kiedy przyspiesza i się zmienia trzeba wskakiwać w nurt i zmieniać go jak można, bo potem znów zastygnie w formie mniej lub bardziej niezadowalającej. 1989 - zburzenie Bastylii, 1993 - egzekucja Ludwika XVI, 1998 - Napoleon w Egipcie, 2004 - Napoleon Konsulem, 2005 - Austerlitz, 2009 - Wagram, 2012 - kampania w Rosji. No ja nie wiem czy to było jakoś szczególnie wolniej niż dziś.

2. Patriotyzm to dość fascynująca cnota gdy się ją obserwuje w laboratoryjnych warunkach, wyabstrahowaną od innych cnót i zalet. Talleyrand chyba właśnie dlatego jest aż tak ekscytującą postacią - to już nie jest przecież bezdyskusyjny mąż stanu, który miał swoje wady i ciemne strony, o nie. To geniusz zła, zdrajca wielokrotny, łapownik, rozpustnik, kłamca, człowiek pozbawiony zalet moralnych innych niż patriotyzm. I ten można kwestionować, ale to moim zdaniem jałowe spekulacje. Talleyrand zdradza Napoleona tak wcześnie, że wydaje się to ruch nie do obronienia. I tej zdrady jednocześnie nie da się zmazać i zmazać ją należy. Tylko dzięki obecności w obozie zwycięzców "kulawy diabeł" miał szansę przetransferować do niego pokonaną Francję i uczynić z niej europejskie mocarstwo niemal równorzędne każdemu ze sprzymierzonych imperiów. Niezależnie od wszystkich czynników dodatkowych musi być dla każdego jasne, że w kluczowym momencie Talleyrand korzysta ze wszystkich posiadanych talentów i możliwości tak, by służyć swojemu krajowi i fakt, że wzbogaca się przy okazji dość znacząco ma trzeciorzędne znaczenie. Wzbogacić można się było, przy jego talentach, na różne inne sposoby. Żadne proste "wiecie co z nim zrobić" nie aplikują się do takich sytuacji. Do dziś nie wiemy co z nim zrobić.

3. Co wiesz o studniach Napoleona, czyli klasyczny humor zeszytów, ale sto dni Napoleona ma w sobie przejmujący do kości romantyzm. Z perspektywy ówczesnej polskiej, czy szerzej: anty-systemowej (lol), ten cudowny epizod przyniósł raczej skutki negatywne. Talleyrand był na dobrej drodze do skłócenia koalicjantów w stopniu może nawet większym niż planował. Chwilowy nawrót napoleońskiego zagrożenia pozwolił scementować Święte Przymierze, które już zaczynało trzeszczeć na linii AustriaAnglia - PrusyRosja. Ale wyobraźcie sobie - oto cała europejska elita baluje już któryś miesiąc, tańce, romanse, moda, alianse, małżeństwa, biznes, wszyscy upojeni nie tyle powrotem jakiegoś wyśnionego ancient regime'u co raczej początkiem epoki w której ich pozycja nie będzie zagrożona przez dekady. Stary Porządek to tylko chwyt retoryczny, bo oto stanowi się Nowy Porządek, tyle, że projektowany przez cesarzy i pruskiego króla, a Anglicy kredytują przedsięwzięcie. I tą balową ekstazę przerywa nagle wiadomość, że KORSYKAŃSKI UZURPATOR uciekł i idzie na Paryż. I ten upojony nieustannym melanżem establishment jednak musi zacząć brać pod uwagę kiepski scenariusz. Jak się to skończyło wiadomo. Ale atmosfera musiała być wtedy Europie niesamowita.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz