piątek, 22 lutego 2013

Fandorin

Elo, dziś będzie o książkach.

Czytam sobie ostatnio taśmowo, korzystając z dobrodziejstw posiadania Kindla, cykl Borysa Akunina (ach ci Borysi w moim życiu!) o Eraście Fandorinie. Borys Akunin w rzeczywistości jest Gruzinem i ma długie, gruzińskie nazwisko, ale pisze po rosyjsku i o Rosji, carskiej do tego. Nie jestem rusofilem, nie kręci mnie panslawizm i nie śmieszą mnie żarty o brzozie smoleńskiej, więc zero sentymentów.

Warto dlatego, że tłumaczenia z rosyjskiego zwykle są znacznie lepsze dla polszczyzny niż tłumaczenia z angielszczyzny. Stwierdzam to ze smutkiem, ale jest to naturalna kolej rzeczy. Zupełnie nie wyczuwa się tej specyficznej sztuczności języka jaka często razi nawet w całkiem dobrych tłumaczeniach z angielskiego. Akunin oczywiście nie jest Lwem Tołstojem, ale dobrze napisana literatura pociągowo-klozetowa zawsze zasługuje na uznanie. To raz.

Dwa, intrygi są dobre. Czasem lekko przeszarżowane, czasem trochę zbyt skupione na twistach i woltach, które summa summarum nie okazuję się aż tak spektakularne, zdarza się. Tyle, że na tle ceglastych skandynawskich thrillerów o ciężkich patologiach czy choćby w zestawieniu z dręczącym ludzi hitlerowskim Wrocławiem Markiem Krajewskim i jego pozowanym cynizmem Akunin wypada lekko i elegancko ze swoimi wojnami szpiegów i morderstwami w wyższych sferach "starej stolicy".

Doskonale skonstruowani antagoniści, to trzy. Czuć szczególny pietyzm z jakim autor opracowuje i przedstawia kolejnych przeciwników Fandorina. Rezygnując z pewnej dozy zaskoczenia wprowadza często równoległy wątek, w którym śledzimy działania, plany i motywacje 'głównego złego'. Może poza nieco przesadzonym Kubą Rozpruwaczem (który okazał się być Rosjaninem rzecz jasna) każdy antagonista i zbrodniarz jest wyposażony w intrygującą osobowość, możliwe do zrozumienia i podzielania motywacje, interesujący talent i dobrze przemyślaną historię, która wyjaśnia w najdrobniejszym szczególe czemu ów dżentelmen wstąpił na drogę zbrodni. Turecki superszpieg undercover Anwar-efendi, przerażający bladooki płatny morderca (całkiem możliwe, że zaszła jakaś inspiracja Bonhartem, nie wiem), ascetyczny rewolucjonista Grin - wszyscy nie sprawiają wrażenia papierowych konstruktów, chociaż oczywiście ich psychologia jest kreślona z pewną celową przesadą. W końcu to tylko kryminały.

Po czwarte, udał się autorowi Erast Piotrowicz Fandorin. Gdy poznajemy go w "Azazelu" jest niespełna 20-letnim, wybitnie zdolnym i idealistycznie nastawionym młodzieńcem, którego szybko spotyka wstrząsający przełom. W tym świetle siwe skronie i jąkanie nie wydają się tylko sprytnymi sposobami zarysowania wyrazistych cech charakterystycznych, których potrzebuje każdy protagonista dobrego kryminału, mimo, że przecież tym właśnie są. Akunin nie próbuje wymyślić prochu ani znieść kwadratowego jaja. Zna gatunek i korzysta z jego klisz. Japoński kamerdyner i znajomość wschodnich sztuk walki, dziwne relacje z kobietami, silne poczucie wewnętrznego obowiązku, specyficzny sposób formułowania myśli  ('to raz, to dwa, to trzy') - to wszystko jest zbudowane ze znanych każdemu klocków, za to solidnie i lekko.

Carska Rosja i co o niej autor sądzi, to pięć. A co sądzi to jest właśnie nie do końca jasne, podawane małą łyżeczką i zawsze przy jednoczesnym naświetleniu wszystkich opcji przeciwnych. Pod sentymentalnymi pozorami nie kryje się raczej idealistyczna tęsknota za starymi, dobrymi czasami, co nie znaczy jednak, że Cesarstwo Rosyjskie jest jakimś ukrytym antagonistą serii. Raczej mniejszym złem, którego mimo wszystko warto bronić. Akunin często wyposaża antagonistów w autentycznie sensowne racje i argumenty, gubiąc ich jednak gdy górę bierze pycha i fanatyzm. Dla Rosji nie ma prostych rozwiązań. Samodzierżawie nie działa, a jednak nie ma takiego modelu rosyjskości, który pozwalałby na łatwą adaptację modelu zachodniego. Wszystko jest niejasne i w nierozplątywalny sposób tragiczne. Cyniczni agenci Ochrany mają słuszność gdy rozbijają siatkę autentycznie szlachetnych rewolucjonistów, racje idą wbrew sympatiom, a Fandorin zgodnie ze znanym schematem musi się jakoś odnajdywać w matni moralnych dylematów, które coraz trudniej rozstrzygnąć. Marzy mi się część z 'wątkiem polskim', nie wiem, Fandorin vs. Piłsudski. Niestety nasi zawsze mieli przeciw sobie tylko Paskiewiczów i Wieszatieli, co może i dobrze w całościowej perspektywie. Żaden atrakcyjny model rosyjskości nie został Polakom dostatecznie wyraźnie pokazany, może z resztą zawsze był tylko iluzją. Marzeniem ludzi takich jak Fandorin, tak samo jak on fikcyjnym.

Polecam.


1 komentarz:

  1. "Warto dlatego, że tłumaczenia z rosyjskiego zwykle są znacznie lepsze dla polszczyzny niż tłumaczenia z angielszczyzny. Stwierdzam to ze smutkiem, ale jest to naturalna kolej rzeczy. Zupełnie nie wyczuwa się tej specyficznej sztuczności języka jaka często razi nawet w całkiem dobrych tłumaczeniach z angielskiego."

    Jedną z najcenniejszych rzeczy, jakich nauczyłem się na studiach było to, że nie tylko tłumaczenie w pełni znaturalizowane musi być dobre. Czasem fajnie jest dać czytelnikowi odczuć, że to inny język. Ale to już chyba inna kategoria niż literatura pociągowa i "dobrze się czyta".

    OdpowiedzUsuń